To jeden z tych filmów, który towarzyszy mi w chwilach zwątpienia. Jak książki o Harrym Poterze, czerwone wino i rude futro rozwalone na moich kolanach. Przepadłam od pierwszego obejrzenia i trwam pod urokiem "Czekolady" do dziś. Może dlatego, że bohaterka jest samotną matką, która podróżuje z miejsca na miejsce, nie tyle szuka swojego miejsca w świecie, co ucieka, gdy zaczynaja się kłopoty, uczucia...
Pamiętam bardzo dobrze, kiedy zrobiłam te zdjęcia. To był luty, właściwie to druga połowa lutego. Już po walentynkach. Wyszłam ze szpitala i pod koniec tygodnia byłam w stanie znów utrzymać się na nogach, a twarz z koloru sino-koperkowego nabrała nieco zdrowszej, trupiobladej barwy. Pamiętam też, jak żartowałam, machając mu przed nosem pomalowanymi pazurami, że nawet przy ryzyku wykrwawienia się na śmierć pozostałam damą...