Są takie lakiery, które leżakują sobie w mojej szufladzie nie niepokojone. Rzadko kiedy do nich zaglądam, mają więc mnostwo czasu żeby zaschnąć, rozwarstwić się lub po prostu wyparować. A one jak na złość trwają w postaci prawie nienaruszonej.
Jedynym z takich lakierów jest bohater dzisiejszej notki. Miałam go na paznokciach może dwa razy, a butelka leżakuje u mnie od ponad roku. Lubię zielenie na paznokciach i naprawdę nie potrafię wytłumaczyć dlaczego tak rzadko go noszę. Może dlatego, że lubię też czerwienie, fiolety, niebieskości, teale i taupe, brudne róże, srebro, złoto i pękacze...? Tak, to może być jakiś powód.
Aplikacja bardzo w porządku, jak u OPI. Dwie warstwy pokrywają paznokcie bez zastrzeżeń. Wykończenie typowo kremowe, bez jednej drobinki.
Na drugim zdjęciu widać, że lakier rozwarstwił się odrobinę w butelce. U góry zebrały się odcienie niebieskie, a na dnie butelki - żółte. Nie widać tego jednak na paznokciach.
Światło u mnie nadal kiepskie, wybaczcie więc jakość zdjęć. Może nie rzuca się to w oczy AŻ TAK BARDZO ale wiem, że mogłoby być lepiej.
Myślę że Jade będzie gościł na moich paznokciach trochę częściej. A dlaczego - obiecuje pokazać wkrótce.