Generalnie nie należę do osób, chwalących się każdą paczką, którą listonosz zostawił pod drzwiami. Gdyby tak było - to miejsce zmieniłoby się w reklamę norweskich usług pocztowych tudzież narzekania na norweskie przepisy celne. Faktem jest, że paczki lecą do mnie z całego świata, a ja żyję w stanie ciągłego podekscytowania i jestem jedyną osobą na mojej ulicy, która skrzynkę na listy sprawdza CODZIENNIE (mamy skrzynki pocztowe na ulicy pod daszkiem, nie na drzwiach - gwoli wyjaśnienia), czy deszcz, zawierucha, tornado, gradobicie lub żabobicie (żabobicie czyli deszcz z żab).
Powód jest jeden - ceny i wybór kosmetyków na rynku norweskim. Ceny z kosmosu i wybór też. W sensie, że wszystko chyba utknęło w czarnej dziurze, bo na sklepowych półkach jest podobnie, jak u nas było za komuny. Kosmetycznie, rzecz jasna. Szampony, odżywki, szeroko pojęta pielęgnacja i higiena zajmują w zwykłym markecie tyle miejsca, co w polskim markecie półka z wacikami i pałeczkami do uszu. Czyli - niewiele. Naturalna pielęgnacja, eko bajery itp są sprzedawane w specjalnych sklepach z rownie specjalnymi cenami. Dość powiedzieć, że paczka, która do mnie przyszła z JuEsEj, wraz z wysyłką kosztowała mnie tyle, co średniej klasy eko krem ze sklepu pro-nature.
Zdecydowałam się pokazać moje zakupy, ponieważ po pierwsze primo uważam, że sklep jest warty uwagi. A po drugie primo mało jest go w blogosferze i przy wybieraniu kosmetyków musiałam opierać się - o matko i córko! - na własnym instynkcie i opiniach z iHerb, a nie leniwie korzystać z doświadczeń blogerek.
Moje pierwsze zamówienie ze sklepu iHerb szło do mnie około 10 dni roboczych. Przy pierwszym zamówieniu mamy prawo do $10 zniżki, jeśli zakupy przekroczą $40 i jeśli mamy specjalny kod zniżkowy. Udało mi się skompletować zamówienie na $40 i zdobyć kod. Zapłaciłam $30 + $6 wysyłka. Bosssko.
W tym momencie bezczelnie zachęcam do skorzystania z mojego kodu MFF352. Po zrobieniu zakupów każdy otrzymuje własny kod, ktory może podać dalej. Wykorzystywany przez kupujących kod daje jego właścicielowi benefity, a jakże. Jednak znając moją smykałkę do handlu wątpię, że zbiję kokosy na kodowym łańcuszku. A że daje on $10 znizki - bierzta i korzystajta w razie potrzeby.
Przechodzę do konkretów, czyli co i dlaczego zamówiłam:
Przede wszystkim, kupione pod wpływem Cammie i jej mydlanej mani, a także żeby dobić do sumy $40:
4. Nature's Gate, Organics, Oh What A Night, Walnut Therapy for Overnight Renewal - kupiony pod wpływem recenzji na iHerb. Szukałam dobrego nawilżacza na noc, który poradzi sobie z moja wiecznie spragnioną skórą. Póki co wydaje mi się ZBYT lekki, wchłania się szybko, zbyt szybko. Pokombinuję z nim, w nocy to ja lubię czuć, że cośtam na tej twarzy jest i pracuje, gdy ja śpię.
5. Beauty Without Cruelty, Hydrating Facial Mask - kupiony pod wpływem Mad ;) gdyż ponieważ wyszłam z założenia, że mojemu spragnionemu licu nawilżenia nigdy dość. Jeszcze nie testowałam, ale już nie mogę się doczekać (teraz przebieram nóżkami ze zniecierpliwienia).
6. Crystal Body Deodorant, Crystal Body Deodorant Stick - czytałam o nim wiele dobrego tu i tam i po prostu MUSIAŁAM przetestować. Dezodorant w formie kryształu (!!!). Normalnie kawałek kamienia, którym pocieramy skórę. I niech go licho pali, naprawdę działa. Nie blokuje potu, ale blokuje odór. Nie to, żebym odór wydzielała. Boszz mam nadzieję, że nie wydzielam. W każdym razie człowiek sie poci ale nie śmierdzi. Jest bezzapachowy więc nie gryzie się z perfumami. Jak potestuję to może skrobnę o nim coś więcej.
Z zakupów jestem zadowolona i już myślę o następnych. Paczka nie może w moim przypadku przekroczyc około $30 (pozdrawiam norweski urząd celny!), co jest suma rozsądna i bezpieczną. Raz na jakiś czas ;)
A na koniec moja gwiazda i osobisty asystent, pan pierwszego planu i moje włochate dziecko w jednym.
Powód jest jeden - ceny i wybór kosmetyków na rynku norweskim. Ceny z kosmosu i wybór też. W sensie, że wszystko chyba utknęło w czarnej dziurze, bo na sklepowych półkach jest podobnie, jak u nas było za komuny. Kosmetycznie, rzecz jasna. Szampony, odżywki, szeroko pojęta pielęgnacja i higiena zajmują w zwykłym markecie tyle miejsca, co w polskim markecie półka z wacikami i pałeczkami do uszu. Czyli - niewiele. Naturalna pielęgnacja, eko bajery itp są sprzedawane w specjalnych sklepach z rownie specjalnymi cenami. Dość powiedzieć, że paczka, która do mnie przyszła z JuEsEj, wraz z wysyłką kosztowała mnie tyle, co średniej klasy eko krem ze sklepu pro-nature.
Zdecydowałam się pokazać moje zakupy, ponieważ po pierwsze primo uważam, że sklep jest warty uwagi. A po drugie primo mało jest go w blogosferze i przy wybieraniu kosmetyków musiałam opierać się - o matko i córko! - na własnym instynkcie i opiniach z iHerb, a nie leniwie korzystać z doświadczeń blogerek.
Moje pierwsze zamówienie ze sklepu iHerb szło do mnie około 10 dni roboczych. Przy pierwszym zamówieniu mamy prawo do $10 zniżki, jeśli zakupy przekroczą $40 i jeśli mamy specjalny kod zniżkowy. Udało mi się skompletować zamówienie na $40 i zdobyć kod. Zapłaciłam $30 + $6 wysyłka. Bosssko.
W tym momencie bezczelnie zachęcam do skorzystania z mojego kodu MFF352. Po zrobieniu zakupów każdy otrzymuje własny kod, ktory może podać dalej. Wykorzystywany przez kupujących kod daje jego właścicielowi benefity, a jakże. Jednak znając moją smykałkę do handlu wątpię, że zbiję kokosy na kodowym łańcuszku. A że daje on $10 znizki - bierzta i korzystajta w razie potrzeby.
Przechodzę do konkretów, czyli co i dlaczego zamówiłam:
Przede wszystkim, kupione pod wpływem Cammie i jej mydlanej mani, a także żeby dobić do sumy $40:
- Nubian Heritage, Raw Shea Butter Soap, With Soy Milk, Frankincense & Myrrh (myrrrhhh myrhhhh)
- Kirk's, Castile Bar Soap, Original Coco, Fragrance Free - maleństwa, podobno rewelacyjne.
- One with Nature, Rose Petal Soap Bar - już otworzyłam, pachnie różami ale nie starą babcią i różami tylko po prostu różami. Delikatne. Będę namiętnie testować.
4. Nature's Gate, Organics, Oh What A Night, Walnut Therapy for Overnight Renewal - kupiony pod wpływem recenzji na iHerb. Szukałam dobrego nawilżacza na noc, który poradzi sobie z moja wiecznie spragnioną skórą. Póki co wydaje mi się ZBYT lekki, wchłania się szybko, zbyt szybko. Pokombinuję z nim, w nocy to ja lubię czuć, że cośtam na tej twarzy jest i pracuje, gdy ja śpię.
5. Beauty Without Cruelty, Hydrating Facial Mask - kupiony pod wpływem Mad ;) gdyż ponieważ wyszłam z założenia, że mojemu spragnionemu licu nawilżenia nigdy dość. Jeszcze nie testowałam, ale już nie mogę się doczekać (teraz przebieram nóżkami ze zniecierpliwienia).
6. Crystal Body Deodorant, Crystal Body Deodorant Stick - czytałam o nim wiele dobrego tu i tam i po prostu MUSIAŁAM przetestować. Dezodorant w formie kryształu (!!!). Normalnie kawałek kamienia, którym pocieramy skórę. I niech go licho pali, naprawdę działa. Nie blokuje potu, ale blokuje odór. Nie to, żebym odór wydzielała. Boszz mam nadzieję, że nie wydzielam. W każdym razie człowiek sie poci ale nie śmierdzi. Jest bezzapachowy więc nie gryzie się z perfumami. Jak potestuję to może skrobnę o nim coś więcej.
Z zakupów jestem zadowolona i już myślę o następnych. Paczka nie może w moim przypadku przekroczyc około $30 (pozdrawiam norweski urząd celny!), co jest suma rozsądna i bezpieczną. Raz na jakiś czas ;)
A na koniec moja gwiazda i osobisty asystent, pan pierwszego planu i moje włochate dziecko w jednym.