Czekolada - czyli fimowy poprawiacz nastroju
wtorek, lipca 09, 2013
To jeden z tych filmów, który towarzyszy mi w chwilach zwątpienia. Jak książki o Harrym Poterze, czerwone wino i rude futro rozwalone na moich kolanach.
Przepadłam od pierwszego obejrzenia i trwam pod urokiem "Czekolady" do dziś. Może dlatego, że bohaterka jest samotną matką, która podróżuje z miejsca na miejsce, nie tyle szuka swojego miejsca w świecie, co ucieka, gdy zaczynaja się kłopoty, uczucia i zobowiązania. Nosi czerwone buty. Nie przejmuje się opinią innych. I potrafi walczyć o swoje szczęście. Tak, to zdecydowanie film o fajnej, twardej babce, ktora idzie przeż życie z podniesioną głową.
Akcja dzieje się w latach 60tych XX wieku. Vianne (Juliette Binoche) wraz z córką i jej wyimaginowanym kangurzym przyjacielem sprowadzają się do małego miasteczka we Francji. Otwierają tam sklepik, z czekoladą pod każdą postacią. Vianne, pół-indianka, ma talent do odgadywania ludzkich pragnień. Czyta w ludziach jak w książkach, odgaduje ich bolączki i leczy ich wybranymi dla nich pralinkami.Liberalna w poglądach, szczera i bezpośrednia, zraża do siebie "władze" miasteczka.
Mieścinka jest dosyć konserwatywna. Szefem jest tam burmistrz (Alfred Molina), który skrupulatnie dba, by mieszkańcy uczestniczyli w coniedzielnym nabożeństwie, a w wolnych chwilach namawia do bojkotu sklepiku. Bo Vianne jest panną z dzieckiem. I nie chodzi do kościoła. A czekolady nie wolno spożywac w Wielkim Poście.
Dla smaczku (i oczywiście walorów aktorskich) pojawia się w filmie również Johnny Depp.
Fabuła nie jest porywająca, film nie trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. A jednak jest w nim coś takiego, taka lekkość, relaks, odprężenie. Ciepło kafejki pachnącej czekoladą i letniego wieczoru nad rzeką. Dobro i wiara w człowieka. Kobieca mądrość i siła. Nonkonformizm. I północny wiatr, który mnie, dziewczynę z pomorza, również potrafi omamić i czasami pociągnąć za sobą w nieznane.
Wracałam do niego wiele razy i za każdym razem ogladam z przyjemnością.
Jakie są Wasze sprawdzone filmy, które chętnie oglądacie na życiowych zakrętach?
14 komentarze
Muszę w końcu poodświeżać sobie ulubione filmy oglądane ostatnio dawno, dawno temu - w tym Czekoladę :). Może zrobię maraton z Johnnym Deppem? Albo z Juliette Binoche?
OdpowiedzUsuńChwilowo z filmów (może nie na życiowe zakręty, ale mogę go oglądać wielokrotnie zawsze z uśmiechem na ustach) przypomniał mi się tylko ten - http://www.filmweb.pl/film/Swaty-1997-98870.
O, i jeśli nie widziałaś http://www.filmweb.pl/film/Odrobina+nieba-2011-541210, to koniecznie! Własne problemy wydają się mniejsze...tylko musi być chusteczka pod ręką :)
Maraton z Johnnym to zawsze jest dobry pomysł ;) Dzieki za filmy, żadnego z nich nie widziałam :)
Usuń...na ten przykład Filmy Milosa Formana, zwłaszcza Amadeus <3
OdpowiedzUsuńI tak nic nie oglądam, bo najczęściej mam tysiąc pięćset sto dziewięćset czynności na głowie, ale tego.
Radochę mi sprawiłaś, że znowu się tu pojawiasz, wiesz?
Z jego najbardziej znanych produkcji umknął mi Amadeus, będę nadrabiać ;)
UsuńToja radocha jest moją radochą :)
Musisz koniecznie! Jeden z moich ulubionych cytatów to "[...]oni nawet pierdzą wspak". Tego nie można nie obejrzeć! :D
UsuńUwielbiam ten film - jeśli chodzi o gatunek filmów lekkich. Ja zawsze na życiowych zakrętach wracam do Seksu w Wielkim Mieście. Jakoś wtedy lubię obejrzeć coś lekkiego. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie mi się paluch zawahał przy wyborze i rozważałam: Czekolada czy Seks? :-D
UsuńTo jeden z niewielu filmów, który mi się nie znudzi. Uwielbiam go: za klimat, pewne ciepło, które bije wprost z fabuły. Cichy, spokojny, a jednak ...pełen emocji. Od tego filmu zaczęła się moja miłość do Johnny'ego <3
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w całej rozciągłości ;-) Z tego co pamiętam, moja miłość do Johnnego zaczęła się od czytania Popcornu :)))
UsuńFilm oglądałam chyba tylko raz (no, może dwa) ale jest w nim coś relaksującego. W książce podobnie, pochłonęłam ją jeszcze w gimnazjum :)
OdpowiedzUsuńO to to, muszę dorwać się do książki!
UsuńFilm oglądałam niezliczoną ilość razy i za każdym razem miałam ogroooomną ochotę na czekoladę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :)
uwielbiam ten film i za każdym razem, kiedy tylko mam okazję do niego wracam :) czytając sam tytuł posta podniosły mi się kąciki ust na wspomnienie cudownego klimatu i zapachu czekolady, który gdy tylko mógł z pewnością sączyłby się z ekranu :) kiedy dopada mnie totalna szara rozpacz i nie mam na nic energii sięgam po jeden, sprawdzony film - nie jest to kino wysokich lotów, nie ma tam aktorskich talentów - jest muzyka, taniec, czyli po prostu Step Up 2. kiedy mam chwilę dla siebie i mój dołek jest już w odrobinę lepszym stanie oglądam "wielkie nadzieje" lub słucham sondtracku z tego filmu. ostatnio często mi towarzyszy :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Becoming Jane. Wczoraj obejrzałam po raz enty, bardzo lubię ten film o beznadziejnym, polskim tytule. Uwielbiam książki Austen i ta wersja jej życia mnie chwyciła za serce.
OdpowiedzUsuńCzekolady nie lubię :P Ale czekoladoholikom polecam blog CzekoLady, autorka ma świetny styl.