Orgia smaków
piątek, sierpnia 30, 2013
Z tegorocznych wakacji wracaliśmy, jakby się za nami paliło. Zasuwaliśmy do domu na pełnych obrotach. Nie to, że było źle. Wręcz przeciwnie: było sielsko, anielsko i diabelnie smacznie. Nie to, żeby nam przeszkadzały 36cio stopniowe upały, spanie w dusznych pomieszczeniach, błękitne wody Adriatyku i szaleńcze cykanie cykad. Ale ciągnęło nas już do domu, norweskiego chłodu i czarnych kubków, z których pijamy kawę w sobotnie przedpołudnia.
W tym roku Chorwację podziwiałam mając u swojego boku tubylca. Co znaczy, że trafialiśmy na dzikie plaże (ach Google, dlaczego wprowadziłeś Google Earth!? Po tym już nic nie jest takie samo i na najdalszym pustkowiu pełno gołych turystów!), kamieniste wyspy i przede wszystkim do pysznych knajpek, takich, co ich próżno szukać w przewodnikach. Uwielbiam smakować odwiedzany kraj. Moim zdaniem smaki przekładają się na charakter i temperament mieszkańców (patrz: bezsmakowe norweskie jedzenie...). I chociaż odwiedziłam Chorwację trzeci raz z rzędu (no naprawdę, czas wybrać się gdzie indziej bo przecież szkoda życia!), to dopiero w tym roku dane mi było posmakować tego kraju i poczuć się tam prawie, jak w domu.
Co trzeba spróbować w Chorwacji? Przede wszystkim pizze! Nie jestem fanką pizzy z knajpy, najbardziej pasuje mi taka domowej roboty. Po wizycie w pizzeri zmieniłam jednak zdanie. Przez samo patrzenie na zdjęcia cieknie mi ślinka.
Tradycyjną potrawą jest cevapcici, czyli mięsne klopsiki. Klopsiki są naprawdę niewielkie i szacun dla tego, kto pracowicie przygotowuje kilogramy tej potrawy każdego dnia. (Tak samo, jak szacunkiem darzę tych, co lepią kilogramy pierogów do barów mlecznych.) Przygotowywane z mięsa mielonego, podawane z ryżem z warzywami, frytkami oraz ajvarem.
Chorwaci lubią też grillowane mięcha. Tutaj talerz z wyborem różności. Na szczęście nie mój ;-) W tle bolognese Młodego i dwa zimne piwa Karlovacko. Mmmm..
Sałatka z mozarellą, pyszna dzięki słodkim i soczystym pomidorom. Przy okazji dowiedziałam się, że istnieją dziesiątki odmian oliwek. Nie tylko czarne i zielone, jak wcześniej myślałam, ale też różowe. Wytrawne albo łagodne w smaku, bardziej oleiste albo całkowicie wodniste i nijakie, albo szczypiące w język. Każdy region ma swoje odmiany. Niektóre są naprawdę hmmm..niezjadliwe.
A to danie, które podbiło moje podniebienie i zdobyło moje serce. Jagnięcina w sosie z rakiji, z kopytkami. Matko jedyna, wracaliśmy dwa razy w to miejsce, mimo że knajpka położona jest na szczycie góry i dojazd do niej to prawdziwy sprawdzian umiejętności rajdowych.
Widok z tarasu restauracji był nieziemski. Wrócę w to miejsce na pewno. Zwłaszcza, że smak i zapach czerwonego wina z tego regionu nadal czuję na języku. Bo tak jak oliwki, także wina są częścią regionalnej kultury. Podawane nie w butelkach, ale w ceramicznych lub glinianych dzbankach. Pić, nie umierać!
Jednak prawdziwym przysmakiem w Chorwacji są owoce morza. Ryby, kalmary, ośmiornice. Bardzo świeże i wspaniale przyrządzane. Popularne i jedzone ze smakiem jest czarne risotto, w którym jednym ze składników jest atrament wydzielany przez ośmiornice. Potrawa niedroga i ciekawa w smaku.
Jako dowód przedstawiam zdjęcie plaży, na której mój Mężczyzna złapał...ośmiornicę.
Na własne oczy, przysłonięte zaparowaną nieco maską,
widziałam akt polowania. Na szczęście rzeczony głowonóg był na tyle
mały, że został miłosiernie wypuszczony (strzelając podczas ucieczki
hojnie atramentem), a mi upiekło się próbowanie ośmiorniczych macek.
No
dobra, nie do końca. Próbowałam ośmiornicę w sałatce. Była całkiem
niezła, ale gdybym się mogła sama z sobą całować, to po wiadomości o
spożyciu ośmiornicy na pewno przeszłaby mi ochota na amory.
Z wakacji wróciliśmy z nadprogramowymi kilogramami. Całą rodziną. Na szczęście jedzenie tutaj nie stanowi w żaden sposób dietetycznego wyzwania, więc ograniczamy nasze zapędy kulinarne i pokornie spożywamy pudding rybny z makaronem i nieposolonymi warzywami. Mniam.
11 komentarze
Każdy wyjazd na wakacje powinien mieć opcję - z tubylcem w pakiecie ;) czy ze względów prywatnych, czy innych. Po taki statystyczny turysta to jak dziecko w ciemności, niby wie co i jak, a tak naprawdę serwuje my się dokładnie to samo co reszcie masy. Za to kimś, kto od podszewki zna kraj, tradycje, to zupełnie inaczej wygląda, zazdroszczę trochę :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że wróciłaś :)
Zgadzam się, z tubylcem zwiedza się zupełnie inaczej. Chociaż myslimy o Grecji w przyszłym roku, ale mojego tubylca na greckiego nie zamierzam wymieniać ;-)
Usuńale pyszności :) ale i widoki piękne, zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńDlaczego mnie męczysz tymi zdjęciami ;_;
OdpowiedzUsuńJak nie smaczności na talerzu, to znowu piękny zakątek, w którym rozłożyłabym sobie krzesło i dumała, niczym Dave w teledysku 'Enjoy The Silence' Depeszów :)
:)
UsuńChorwacja! Od czwartku mój pierwszy raz - I'm so excited :D
OdpowiedzUsuńTo już wiesz, czego musisz spróbować! Jako vege mozesz się objeść pysznymi, dojrzałymi owocami i warzywami :)
UsuńKobieto, no jak tak można. Odpalam rano laptop i widzę takie jedzenie, a w lodówce mam tylko twarożek ziołowy ;_;
OdpowiedzUsuńWidoki nieziemskie :)
Lepsze to niż rybny pudding :-P
UsuńBałkany. Chcę na Bałkany.
OdpowiedzUsuńJakie pyszności. Uwielbiam próbować różnych potraw, zwłaszcza na wakacjach.
OdpowiedzUsuń