Mrs. Robinson, you're trying to seduce me... Aren't you?
piątek, września 20, 2013
Przyznam, że w ostatnich tygodniach napisałam kilka postów. Napisalam, zrzuciłam z siebie cały ciężar i żółć, na szczęście nie opublikowalam :) I prawdą jest to, o czym tyle trąbią wszelkiej maści lekarze dusz - jak masz coś na wątrobie, napisz list. Wyrzuć z siebie wszystko, obwiniaj, wyzywaj, pytaj. I nie wysyłaj. Bo tak naprawdę nie chodzi o to, żeby odbiorca otrzymał wiadomość ale o to, żeby twórca pozbył się jej ciężaru.
Piszę to wszystko by uświadomić moim cierpliwym Czytelnikom, że ostatnie tygodnie były u mnie naprawdę obfite w blogowanie. Blogowanie do szuflady, że tak powiem. Także tego.. :)
Piątki to wieczory filmowe, a kilka tygodni temu wyniosło nas w odległe rejony czasowe. Spodobało się nam to na tyle, że postanowiliśmy w tej nieodległej przeszłości zostać. Bujamy się w okolicach lat 60tych-70tych, nazywając nasze zainteresowanie vintage fridays. Dzisiaj mój ukochany film, ever. Ogladany przeze mnie po raz enty, jednak z nie mniejszą przyjemnością (a zazwyczj nawet większą) niż za pierwszym razem.
Mrs. Robinson, you're trying to seduce me... Aren't you?
czyli:
The Graduate (Absolwent) z 1967r., reż. Mike Nichols
Historia młodego chłopaka, absolwenta college'u, który zostaje uwiedziony przez - pi razy drzwi - dwa razy starszą od siebie kobietę. Panią Robinson. Kto nie słyszał o pani Robinson, niechaj pierwszy rzuci kamień!? Pani Robinson wie, czego chce i potrafi to zdobyć. Wie też, czego nie chce i zrobi wszystko, żeby sprawy ułożyły się po jej myśli. Smaku historii dodaje szaleńcz miłość, jaką głowny bohater Benji pała do Elaine Robinson, pięknej córki pani Robinson i pana Robinsona (wspólnik ojca Benjamina w interesach). Młody Dustin Hoffman jest niesamowity w roli głównego bohatera. Oglądam film i cieszę się, że etap życia na jakim znajduje się Ben ja już mam za sobą. To zawieszenie między dorosłością a młodością, strach przed odpowiedzialnością, szaleńcza miłość odejmująca rozum. Teraz bliżej mi do pani Robinson, co ma swoje plusy dotatnie, że tak to enigmatycznie ujmę. Poza dobrą historią i wspaniałą grą aktorską, film zdobył też popularność dzięki bardzo dobrej ścieżce dźwiękowej. To taka wisienka na torcie. A mi kojarzy się nieodłącznie z dzieciństwem, bo był taki moment, że moi rodziciele katowali duet Simon&Garfunkel nieustannie.
Wiem, że "Mrs. Robinson" to bardzo znany kawałek, ale ja mam ciarki, kiedy słyszę "The Sounds of Silence" :
To, co najbardziej podoba mi się w starych filmach, to historia. Opowiedziana przy pomocy kilku aktorów, którzy są prawdziwymi mistrzami w swoim fachu. Bez szaleńczych efektów specjalnych. Z dobrą muzyką w tle.
Dlatego za tydzień zapraszam Was na vintage friday z dreszczykiem...
6 komentarze
Noszę się z zamiarem obejrzenia starych filmów od jakiegoś roku, więc może w końcu jesienią znajdę na to czas.
OdpowiedzUsuńPolecam, niesamowicie odstresowuje taka powolna akcja i brak efektów specjalnych ;-)
Usuńello, to anusss, dzięki za całe wsparcie które mi dałaś. super, że udało ci się wyjśc z.., wiesz nie chce pisać farmazonów, ale wróciłam i może wiesz...
OdpowiedzUsuńduża buźka;)
tzn na razie staram sie wrócić;)
http://popelnicmalzenstwo.blogspot.com/
Dobrze że wróciłaś. Pisz, bo ciekawa jestem bardzo co u Ciebie!? Często myślę, co u Was słyszeć i czy Tobie też się już udało.
UsuńStarocie to jest to! Nie wiem dlaczego, ale na yt obejrzałam totalnym przypadkiem ,Lekarstwo na miłość' z Kaliną Jędrusik. Przeurocza komedia, dziś mówi się na takie: komedia romantyczna. Świetne dialogi, piękne kobiety i przystojny męski czynnik ^^
OdpowiedzUsuńO tak, to jest to coś, czego brakuje we współczesnym polskim kinie. Gdzies się zatracilismy i wciąż jest kalka z USA. Polecam "Dziewczyny do wzięcia". krotki film, a teksty kultowe. W moim domu cytowane na codzień :)
Usuń