Mrs Mia Wallace
środa, marca 30, 2011
- Kochanie, zajedźmy jeszcze do Centrum. – mówię, owijając się ciaśniej szalikiem.
- Po co? – pyta podejrzliwie luby.
- Nooo, muszę kupić jedną rzecz.
- Właściwie to trzeba kupić chleb. – mówi mój Praktyczny i Pamiętający o Wszystkim Towarzysz Życia.
- No, to jeszcze lepiej, rozdzielimy się. Ty pójdziesz po chleb a ja pójdę kupić to, co mam kupić – przedstawiam enigmatycznie mój plan.
- Zaraz - Luby patrzy na mnie podejrzliwie a ja uciekam przed jego wzrokiem i wiem, że on już wie – co chcesz kupić.
- Eee..noo..nic takiego, takietam BABSKIE SPRAWY – nikła nadzieja, że pomyśli o tamponach i to zniechęci do dalszych pytań rozmywa się jak poranna mgła.
- LAKIER! IDZIESZ KUPIC LAKIER! – Luby jest wzburzony, jakbym co najmniej zamierzała popełnić zbrodnię narodową. Noo.. może nie narodową ale w skali lokalnej na pewno.
Spuszczam oczy, a później starając się wyglądać jak Kot ze Shreka podnoszę na niego spojrzenie i mówię cicho:
- Taak.
- Wiedziałem, wiedziałem! – tryumfuje Luby – zawsze jak tak ściemniasz to idziesz kupić lakier.
I jest już mój. Piękny. Seksowny. Lakier, który wystąpił w Pulp Fiction na paznokciach Umy Thurman podczas sceny w knajpie. Stek krwisty jak cholera i Shake za 5$. Konkurs twista. Niedwuznaczne pocieranie noska ozdobionego białym proszkiem.
Spuszczam oczy, a później starając się wyglądać jak Kot ze Shreka podnoszę na niego spojrzenie i mówię cicho:
- Taak.
- Wiedziałem, wiedziałem! – tryumfuje Luby – zawsze jak tak ściemniasz to idziesz kupić lakier.
I jest już mój. Piękny. Seksowny. Lakier, który wystąpił w Pulp Fiction na paznokciach Umy Thurman podczas sceny w knajpie. Stek krwisty jak cholera i Shake za 5$. Konkurs twista. Niedwuznaczne pocieranie noska ozdobionego białym proszkiem.
Szukałam go od dziesięciu lat. Najpierw w czasach, gdy chciałam być taka jak Uma Thurman w Pulp Fiction i byłabym gotowa nawet przedawkować kokę, żeby tylko być taka JAK ONA. Później w czasach które przypominały mi o czasach, w których chciałam być taka jak Uma Thurman i o tych czasach w których zrobiłabym wszystko żeby być tak jak ona, nawet przedawkowała kokę.
Chanel Rouge Noir. Lakier w kolorze moich pierwszych glanów.
Tak wygląda w pełnym słońcu, choć fotka była robiona w sztucznym oświetleniu to udało mi się z niego wyciągnąć to, co najlepsze! |
Światło dzienne. |
Nie wiem czy kolor wydaje mi się wyjątkowy dlatego, że darzę go sentymentem czy naprawdę jest wyjątkowy. Niestety, poza pięknym kolorem nie ma w tym lakierze NIC, co byłoby warte uwagi.
Aplikacja jest koszmarna. Pierwsza warstwa malowniczo smuży paznokcie, druga warstwa musi być bardzo gruba, żeby dało się przykryć niedoskonałości pierwszej.
Pędzelek jest do dupy, że tak powiem. Nijak nie potrafiłam się nim sprawnie posłużyć (wiem wiem, złej baletnicy przeszkadza rąbek spódnicy..).
Paznokcie malowalam wieczorem, fotki robiłam rano, zaraz po przebudzeniu. Chwilę potem lakier brzydko starł mi się z końcówek i odprysnął z jednego paznokcia. Po kilku godzinach odpryski pojawiły się na pozostałych szponach. Jest to rekord w moim przypadku...
Podsumowując: wielki shit za wielką kasę.Chanelowi mówię zdecydowane NIE.
2 komentarze
Uwielbiam czytać Twoje scenki sytuacyjne:D Kolor lakieru jest naprawdę śliczny!
OdpowiedzUsuńLakier ladny przyznaje ale ja jeszcze nie spotkalam takiego, ktory by nie odpryskiwal po 1 dniu wiec zaliczylabym go do kategorii ZWYCZAJNY: Ale zaden tez ze mnie ekspert w tej dziedzinie takze wierze Ci na slowo, ze nie kazdy taki jest.
OdpowiedzUsuń