wtorek, maja 20, 2014

Szerokim łukiem omijają mnie ciążowe nastroje. Nie jestem humorzasta, nie płaczę bez powodu. Właściwie to nie płaczę w ogóle.
Nie obżeram się ponad miarę.
Nie nietoperzę na muszlą klozetową, wyrzucając zawartość żołądka.
Nie ruszam się prawie wcale z kanapy. (tak na fali negowania, wiem, że to nic chlubnego)
Nie siedzę na chorobowym.
Złudnie możnaby odczytać powyższe jako potwierdzenie faktu, że czuję się całkiem dobrze.

Jest jednak jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Codziennie targa mną po przeciwnych biegunach niezdecydowania.
Moje włosy.
Moje włosy od roku nie farbowane, zapuszczane w naturalnym popielatociemnomysimblond kolorze. Pięknym. Oryginalnym. No cud malina, od tylu lat się zbierałam, żeby przestać farbować i wreszcie mi się udało.
Wtedy przyszła ciąża.
Wiedziałam, że prędzej czy później nastapi ten moment, kiedy z włosem naturalnym poczuję się jak ta niezrównoważona kobieta, która mieszkała obok apteki, nosiła kilka par spódnic jednocześnie, w środku lata stała przy płocie w wełnianej czapie i pytała przechodzących mężczyzn o doradzenie jej w problemach z jej osobistą waginą. 
Pierwszym pomysłem była grzywka. Przecież męczyłam się z zapuszczeniem jej ponad rok. Dlaczegoby nie póść już teraz, zaraz do fryzjera i nie ściąć jej ponownie? Przecież tak mi ładnie w tej grzywce było. Już już za telefon łapałam.
Ale.
Następnego dnia obudziłam się z pomysłem boba. Grzywki nie będzie, bo ścinam się na boba. Króciutkiego, co go nawet w kucyk nie da rady.
No to co z tym kolorem?
Będzie czekolada. Zimna czekolada, bo mi tak dobrze było w ciemnych włosach. A jeszcze trzy opakowania henny stoją w łazience, może by je zużyć?
Co z tego że od roku walczyłam z zielonkawym włosiem, zniszczonym pohennowym rozjaśnianiem, bo chciałam wrócić do naturalnego koloru? Jutro lecę kupić farbę, bo na szczęście dzisiaj sklepy zamknięte.
Kolejny poranek.
A może by tak na blond? Nieee, w blondzie źle się czułam. I te odrosty. No ale taki blond naturalny, o jeden-dwa tony jaśniejszy od obecnych. Pomyśl kochana, długie blond włosy. Marzenie.

Hormony to takie małe diabły, co mają punkt dowodzenia w ośrodku decyzyjnym w mózgu.
102 dni przede mną.
Ale nadal myślę o tym blondzie.


You Might Also Like

14 komentarze

  1. Wydaje mi się, że kiedyś na zdjęciu tu na blogu mignełaś mi w ciemnych włosach ... kolor była naprawdę fajny, blondu nikomu nigdy nie doradzę więc jeśli chcesz rady to powiem - na ciemno farbuj ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, dodam jeszcze, że w ciąży wcale nie trzeba być żeby codziennie mieć nowy pomysł na to co na głowie ;) chodzę do fryzjera co 6 tygodni i jakieś trzy dni przed każdą wizytą przeżywam różniaste pomysły i projekty ... a potem siadam na fotelu i mówię - tak jak zwykle ;))

      Usuń
    2. Ja szlałam fryzjersko w czasach liceum, targana młodzieńczymi hormonami. Na studiach też, choć już bardziej stonowana byłam. Potem nadszedł czas spokoju. A teraz znów okres burzy i naporu.
      Wydaje mi się, że to ma coś wspólnego ze swobodą posługiwania się norweskim. Teraz nie ma mozliwości, żeby fryzjer nie zrozumiał o co mi chodzi. Chociaż jak patrzę na fryzury znajomych norweżek to nadal mam opory przed chodzeniem do fryzjera tutaj. Ciekawa jestem jak jest w Twoich okolicach. U nas istna galeria osobliwości :)

      Usuń
    3. Moim zdaniem sztuka fryzjerska w Norwegii jest koszmarna :( przez 11 lat mieszkania tutaj tylko z usług jednej fryzjerko bylam zadowolona ...
      Kobiety w mojej okolicy albo maja włosy długie i wiążą je w bezplciowe kitki albo noszą rozpuszczone, albo maja włosy obcięte "na faceta". Bezbłędnie po włosach rozpoznaje Polki .... od razu widac, ze "robione" nie tu ;)

      Usuń
    4. Dlatego właśnie udało mi się zapuścić włosy. W PL miałam świetną fryzjerkę i moja motywacja przegrywała z jej pomysłowością :)

      Usuń
  2. Zanim przeczytałam dalej, o co chodzi z włosami, myślałam, że będziesz - podobnie, jak znajome mi kobiety - narzekała na ich ubywanie, ale na szczęście nie narzekasz.
    Urzekła mnie ta sąsiadka apteki. Podobnie, jak miny zagadniętych przez nią mężczyzn, które sobie projektuję w wyobraźni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie, zaraz: może jednak nie tyle urzekła, co zaintrygowała mnie ta postać, no.

      Usuń
    2. * znajome mi kobiety - doprecyzuję: kobiety w ciąży, ponoć strasznie im wypadają, ale po porodzie /na szczęście/ odrastają jeszcze gęstsze
      Mam nadzieję, że to już ostatnie takie dopowiedzenie :D

      Usuń
    3. Sąsiadka apteki kiedyś zaczepiła mojego tatę, stąd wiem o czym tak namiętnie dyskutowala z mężczyznami :) Do dziś wspominam jej nieprzeciętne outfity!

      Usuń
    4. O rety, kocham takie relacje :D
      Szkoda, że nie prowadzi bloga (nawet, jeśli prowadzi, to nic o nim nie wiem, siet).

      Gdyby Ci się kiedyś jakiś ciekawy człowiek napatoczył, to wiesz, będę rada.

      Usuń
  3. hehe ja tam zazdroszczę naturalek, tez mam mysi blond i mam nadzieję go zobaczyć w końcu a nie ciągle farbować. Panią zaczepiającą mężczyzn i z tymi problemami - miałam okazję taką osobę poznać. Życze zdrówka i oby te 102 dni szybko zleciało juz.

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja zazdroszczę takich ciążowych dolegliwości! Czasami żałuję, że włosy nie rosną szybciej bo mogłabym zmieniać długość co miesiąc. Pragmatycznie polecam wybrać najbardziej praktyczne rozwiazanie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w PL bardzo szlałam z włosami, u fryzjera byłam co miesiąc. Tutaj rosną sobie swobodnie, bo strach się oddać w ręce fryzjera jak się popatrzy na fryzury norweskich koleżanek :)

      Usuń