W kolejce

niedziela, stycznia 09, 2011

Po 4,5 roku pobytu w Norwegii jestem zbyt norweska dla Polaków i zbyt Polska dla Norwegów. Widzę to szczególnie teraz, kiedy dzielę mieszkanie, łoże i życie ze świeżo upieczonym emigrantem. To, co go denerwuje, czego nie może wręcz pojąć - wywołuje w mojej duszy pobłażliwy uśmiech. Przypominam sobie siebie sprzed czterech lat, oburzoną na brak ochrony danych osobowych, na możliwość sprawdzenia dochodów każdego mieszkańca Norwegii w internecie, na zasłanianie piwa szmatami w markecie po godzinie 20:00, na ogólno panującą w kraju prohibicję, na horrendalne kary za przekroczenie prędkości o 10km, na ingerencję społeczności lokalnej w to, na jaki kolor ma być pomalowany mój dom i czy mogę mieć psa, na decydowanie rady rodziców ile razy w tygodniu można zrobić dziecku kanapkę z nutellą na drugie śniadanie i dać mu sok do szkoły. Tak, po przyjeździe do socjalistycznej Norwegii z WOLNEGO kraju jakim jest Polska – ciężko jest się przyzwyczaić do wszędobylskiej kontroli. Jeszcze bardziej denerwuje i szokuje fakt, że Norwedzy nie widzą jak bardzo państwo ingeruje w ich wolność osobistą i jak niewiele mają do powiedzenia.
Jednym z paragrafów 22 (polecam świetną książkę Kena Kesey’a pod tym tytułem) panujących w Norwegii jest podejście do transportu w postaci taksówek. I jednocześnie do godzin otwartcia lokalów nocnych, ponieważ te dwa fakty są ze sobą niestety powiązane. Dostępność taksówek w sobotnią noc i prohibicja.
Myślę, że gdyby ktoś opowiedział mi taką historię kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce – wzięłabym to za nieudolny żart. Na każdą gminę przypada określona liczba taksówek. Czyli nie może być ich więcej, niż ustali rada gminy czy inny organ, w którym zasiadają ludzie nie chodzący na nocne imprezy i nie wystający połowę sobotniej nocy w marznącym deszczu w kolejce na taksówkę. Ale wracając do określonej liczby taksówek: generalnie w tygodniu nie ma problemu, jeśli obywatel chce skorzystać z luksusu podróży taksówką. Na postoju stoi kilka czyściutkich zapraszających wozów i tylko czeka na pasażerów. Kiedy przychodzi weekend taksówkarze mają wybór – pracować w sobotnią noc, wyrabiając sobie nadgodziny i porządną kasę albo nie pracować. Spora część wybiera tą drugą opcję. Jest więc kilka taksówek, które muszą obsłużyć tłum ludzi wylewający się z imprezy dokładnie o tej samej godzinie. Bo imprezy zamykane są o godzinie 03:00.. Punktualnie, lub nieco wcześniej na parkiecie zapalają się światła, cichnie muzyka i tłum rozbawionych, a często niedobawionych ludzi wysypuje się na postój taksówek, ustawia w kolejkę i czeka. I czeka. I czeka. Zdarzało mi się po opuszczeniu imprezy o 02:30 być w domu o godzinie 05:00 lub 06:00 rano. I wcale nie dlatego, że dobrze się bawiłam.
Kolejka do taksówki rządzi się własnym prawem. Jakaś dziewczyna chwiejąc się na nogach wymiotuje sobie na buty, a chłopak z którym obściskiwała się cały wieczór udaje, że jej nie zna. Tworzą się pary na jedną noc. Ludzie po krótkiej wymianie zdań zaczynają wpychać sobie nawzajem języki do gardeł. Inni po krótkiej wymianie zdań zaczynają naparzać się po gębach i przyjeżdża policja, która oślepia wszystkich migającym na dachu kogutem. Zbierane są zamówienia na jedzenie, po czym jeden z kolejki biegnie na stację benzynową i ustawia się do innej kolejki, żeby kupić 20 hot-dogów, które pewnie będzie musiał zjeść sam, bo zamawiający rozjadą się po różnych częściach wyspy. O ile w ogóle wróci z tymi hot-dogami, bo znając życie spotka po drodze kogoś, kto zaprosi go na after party. Na stojących w kolejce pada marznąca mżawka. Wszyscy wyglądają malowniczo, delikatnie oszronieni. Ludzie zaczynają trzeźwieć. Dziewczyną rozmazują się oczy. Facetom czerwienieją nosy i rozwalają się fryzury w stylu nie-widziałem-grzebienia-od-tygodnia.
Wydymanym w kolejce można zostać w każdej chwili, gdy tylko straci się czujność. Dlatego najtrzeźwiejsi mają najlepiej. Można dać się wydymać samemu za szybsze dotarcie do domu, niekoniecznie własnego, ale wychodząc z zasady że lepsze cudze łóżko niż kilkugodzinne marznięcie w deszczu. Osobniki obu płci proponują osobnikom zazwyczaj płci odmiennej, którzy zajmują czołowe miejsca w kolejce, że „może pojedziemy do Ciebie?”. Można też zostać boleśnie wydymanym, gdy oto widzisz już na horyzoncie swoje auto, swoje wybawienie, nadjeżdżającą taksówkę, już prawie chwytasz za klamkę i nagle ktoś podbiega, odsuwa cię i ładuje się do twojej wyczekanej taksówki. Kolejka drży z oburzenia niczym w polskiej przychodni, gdy wejdziesz do lekarza bez numerka...
Oczywiście nikt nie pomyśli o tym, że gdyby zwiększyć liczbę taksówek na tę jedną noc w tygodniu byłoby o wiele mniej bójek, mniej pirackich taksówek i mniej chorób wenerycznych. Gdyby pozwolić lokalom działać dłużej, ludzie rozchodziliby się do domów wtedy, gdy chcą a nie wtedy, gdy muszą, bo Pani Woźna zapala światła.
A gminy głowią się co robić, by zapobiec weekendowym rozróbom. Ostatnio słyszałam o projekcie zakazu sprzedaży alkoholu w lokalach od godziny pierwszej w nocy.
No i czy ktoś uwierzyłby w taką historię, gdyby nie przeżył tego na własnej skórze?

You Might Also Like

2 komentarze

  1. Tak,tak uroki Norwegii. O imprezach w lokalach norweskich i tym co dzieje sie po nich na szczescie tylko slyszalam ale taksowkowy koszmar przerabialam czekajac na na taksowke na lotnisku. Zasady te same co po imprezie - moze towarzystwo nieco mniej pijane, choc nierzadko rowniez pod wplywem procentow. Norweska kontrola nad spoleczenstwem zawsze dziwi na poczatku pobytu, po czasie czlowiek przywyka i przechodzi nad pewnymi rzeczami do porzadku dziennego. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany... Mam koleżankę mieszkającą w Norwegii, która co nieco o życiu tam opowiada, ale i tak czytałam Twój tekst z niedowierzaniem... Kontrola do przesady... Ale coś za coś, prawda?

    OdpowiedzUsuń