Z pamiętnika dinozaura.

czwartek, czerwca 19, 2014

Od kilku dni, regularnie, co wieczór odwiedza mnie duet Braxton-Hicks.
Nic nie pomaga.
Jedynie wanna. Tak jakby moje ciało wyczuło, że już po przeprowadzce, wanna jest i kusi, można zacząć wykręcać różne numery.
Zaczynając od skurczy przepowiadających.
Wczoraj spędziłam zanurzona prawie po samą szyję pierwszą połówę meczu Hiszpania-Chile, wraz z przerwą i sporym kawałkiem drugiej połowy. Gdyby nie to, że po wyjściu moje dłonie przypominają nie pierwszej świeżości rodzynki, to moczyłabym się regularnie, co wieczór, od godziny 18:00 do 23:00.
Mogłabym przyjmować w łazience interesantów.
Znajomi mogliby wpadać do mnie na kawę.
Szef mógłby przychodzić z ważnymi dokumentami, wymagającymi tłumaczenia na przedwczoraj.
Mogłabym być niemobilna, jak ci otyli ludzie z progaramu na TLC, co ważą ponad 300kg i nie opuszczają swoich domów od lat.
Moje życie mogłoby być zorganizowane wokół wanny.
I czytania Bridget Jones zamiast poradnika o mądrym podejściu do niemowląt, który usypia mnie po dwóch stronach.
Szczęście, że za czasów Bridget nie było facebooka. O ile bardziej skomplikowane byłoby jej randkowanie, gdyby musiała dodatkowo przejmować się statusami na fejsie, tym, co jej wybranek lajkuje albo kiedy wreszcie zmieni status związku.
Cieszę się, że w okresie mojego intensywnego randkowania nie było fejsa. Jestem z pokolenia, które chodziło do ośmioklasowej podstawowki. I co lepsze - nie byłam ostatnim rocznikiem!
Jak się z kimś chodziło, to się było razem i tyle.
Nie trzeba było dyskutować tego, czy jesteśmy w związku czy nie.
Nie było żadnych Sheldonowskich relationsheep agreement.
A ze względu na kiepskie możliwości modemu pierwsze pornole widzieliśmy, jak już większośc z nas była po pierwszym razie i mieliśmy świadomość, że to nie do końca jest tak, jak na filmie.
Ooo i jeszcze nie chodziło się wokół telefonu jak wokół jeża, czy już przyszedł sms, czy on napisze, czy prześle buziaka na dobranoc. Bo nie mieliśmy telefonów komórkowych.
Za to koczowało się w domu jak niewolnik, zastanawiając się, czy on zadzwoni, czy nie.

Podsumowując, to  tak naprawdę zajebiście się cieszę, że czasy randkowania mam (mam nadzieję, popartą namacalnymi dowodami) już za sobą.

A poza tym, to zjadłabym gofra ze śmietaną i truskawkami.





You Might Also Like

8 komentarze

  1. podczytuję sobie Twojego bloga od jakiegoś czasu i jesteś absolutnie genialna, uwielbiam sposób w jaki piszesz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam gofrownicę i właśnie obraliśmy dwie łubianki REWELACYJNYCH truskawek (od lat takich nie jadłam). Jak masz śmietanę, to wpadaj. :)
    Hmmm. Niby komórek nie było, ale moja mama jeszcze długo mi przypominała, że jak chodziłam w liceum (4-klasowym jeszcze) z Kubą, to telefon stacjonarny był okupowany przeze mnie (nas) 24/7. Bo albo Kuba właśnie dzwonił, albo właśnie ma dzwonić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z telefonem to był jeszcze taki sposób, że można było wyjść z domu jak się spóźniał. A po powrocie nonszalancko oddzwonić, dając do zrozumienia, że on nie jest pępkiem świata (chociaż był) i nie będzie się cały dzień czekać na telefon :-)

      Usuń
    2. Kuba się nigdy nie spóźniał. To ja się spóźniałam. :)))
      P.S. Napisałam Ci na maila. Wpadam Ci do spamu, czy mnie już nie lubisz?

      Usuń
  3. Hehe, a ja, rocznik '90, jestem w pełni randkowo skomputeryzowana, ale pamiętam pierwsze smsy od jeszcze-nie-chłopaka, zaraz po skończeniu podstawówki. Problem był taki, że komórkę miał ojciec i musiałam czytać te smsy i zaraz je usuwać, chodziłam wokół tego telefonu jakby śmierdział i czaiłam się, żeby tylko ktoś inny nie przeczytał smsa. Za to wszystkie numery znałam na pamięć i do dziś je pamiętam. Potem to już poszło, nawet miłość z internetu była. Łatwo się tak zakochać i potem powielać te same błędy, jeden z wielu sposobów na zajęcie sobie rozumu jakimikolwiek myślami...

    OdpowiedzUsuń
  4. anusss z tej strony, w te wakacje objadałam się goframi z bita smietanka i borówkami. tymi naszymi polskimi. pycha.
    fajnie, że jesteś szczęśliwa...
    może i mnie to trafi. jeszcze.
    możesz być ze mnie dumna. zażądałam rozwodu. on już ze mna nie mieszka. jest ciężko jak cholera, ale. od polowy sierpnia sprawa trafia do sądu.
    buziak;) dzięki za motywacje i blog moje dwie głowy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję Kochana! Teraz będzie już tylko lepiej. Trzymaj się i pamiętaj, że sama jestes kowalem wlasnego losu :-)

      Usuń