S t u k o s t r a c h y (O.P.I Japanese rose garden)

czwartek, października 28, 2010

W chwili zostania mamą Matka Natura podarowała mi również niewyczerpane źródło strachu. Uczucie to nie było mi - Osobie Znanej i Sławnej ze Swego Rozbudowanego Egoizmu i Wyjątkowego Skupienia na Sobie - znane... 

Przez pierwsze dni życia młodego towarzyszył mi nieracjonalny strach o jego życie. Gdy nie przesypiał nocy martwiłam się o niego. Gdy przesypiał noce - biegłam sprawdzić do łóżeczka, czy żyje. Zapinam go pasami do fotelika samochodowego najmocniej, jak się da. Kupiłam najdroższy dostępny na rynku fotelik w nadziei, że uchroni on mój Skarb, jeśli znów kiedyś postanowię chociażby wylecieć z zakrętu i wbić się w skałę. Pluję sobie w brodę, ale jakich pieniędzy rodzice nie wydadzą, żeby uchronić swoje dziecko przed najgorszym?
Martwię się, gdy jedzie ze swoim ojcem na weekend do domku nad jeziorem. Wyobrażam sobie dziesiątki katastrof, które mogą się tam przytrafić: mogą wypaść z zakrętu w drodze do domku, może spaść ze stromych schodów w domku, może wyjść na dwór pod nieuwagę rodziny i utopić się, jeśli niefortunnie upadnie na pomoście. Może też wypaść z motorówki, którą jeżdżą na wycieczki, może mieć niedopięty kapok lub mogą w ogóle zapomnieć ubrać mu kapok. Mogą go przejechać przez nieuwagę traktorem, jak zdarzyło się to z ich psem. Może się stać dosłownie WSZYSTKO co na pewno nie zdarzyłoby się, gdybym ja była na miejscu!
Dość zabawne jest to, jak dobrze skrywam te moje stukostrachy. W opinii publicznej uchodzę za beztroską matkę, głośno mówię o tym, jak to dziecko musi się sparzyć, bo inaczej się nie nauczy, że gorące. Musi się przewrócić, uderzyć w głowę kilka porządnych razy. Musi się też porządnie ubrudzić. 
Ale tam głęboko, w sercu, tam gdzie nikt nie ma dostępu - czai się wielki pazur strachu. I pewnie będzie tam już zawsze, oswojony jak stary dobry przyjaciel, tak długo, jak będę Matką.


A dziś na pazurkach O.P.I Japanese rose garden. Kolor, w którym zakochałam się od pierwszego maźnięcia pędzlem. Różowy, ale nie natrętny, nie ostry, nie Barbie-róż. Ot, taki sobie lekko stonowany, ale porządnie napigmentowany. Chociaż mam kilka butelek lakierów, które jeszcze nie gościły na moich pazurkach - nie mogę się oprzeć temu kolorowi. Jeśli tak wyglądają japońskie róże, to pozostaje mi zacząć planować moje japońskie wakacje.

Na zdjęciu dwie warstwy i top coat - Seche Vite. W zasadzie wystarczyłaby jedna warstwa, ale jakoś tak nie umiem, musiałam dać dwie.

Zdjęcie po lewej w świetle dziennym bez lampy, po prawej - w świetle dziennym z lampą.




Poniżej jeszcze jedna fotka, w świetle dziennym z lampą. Zdjęcia oddają kolor tego małego (no dobra, nie takiego małego, butelka ma 15ml!) cuda, ale w rzeczywistości jest on bardziej szlachetny. Nosze go do pracy bez żadnych dylematów.




You Might Also Like

2 komentarze