Trzydziestka na karku (Party Hearty)

piątek, grudnia 16, 2011

Tak, i to od dwóch dni! Wczoraj rano obudziłam się i spojrzałam w lustro. Oczy podkrążone, cera jakaś taka poszarzała, napuchnięta, włos w nieładzie. Ach, gdzie te czasy gdy budziłam się świeża jak stokrotka!? Gdzie te czasy kiedy nie musiałam nakładać korektora pod oczy? Jeszcze rok temu świetnie wyglądałam z lekkim podkładem mineralnym, teraz pod oczami ląduje warstwa solidnego kamuflażu. Komandos by się nie powstydził... Wprawdzie nadal w monopolu muszę pokazywać dowód (zwłaszcza gdy za ladą jest mężczyzna, kobiety czytają wiek z oczu) ale wiem, że zawdzięczam to moim makijażowym umiejętnościom, niskiemu wzrostowi i pewności siebie, którą staram się okazywać przy kasie w nadziei, że doda mi trochę powagi, a która przynosi skutek odwrotny od zamierzonego.
I nie chodzi mi nawet o to, jak wyglądam. Są rzeczy, których makijaż nie przykryje. Noszę na plecach bagaż doświadczeń, strachu, obaw i nadziei. Komórki w moim ciele wolniej się regenerują. Jajeczka, których kiedyś było mnóstwo i spokojnie lewitowały sobie czekając na gorliwe plemniki - są ospałe i byle kogo już nie wpuszczą. Zostało mi kilka lat płodności, to moje ostatnie lata bez widocznych siwych włosów, a za 10 lat będę ryczącą 40stką. Pamiętam jak 15 lat temu, w te pamiętne wakacje, siedziałam z Heleną na wydmach i paliłyśmy trawę. Słuchałyśmy Nirvany i Pearl Jam, zapijałyśmy winem, kąpałyśmy się na waleta przy zachodzie słońca  i twierdziłyśmy, że glany są najwygodniejszymi butami na świecie. I tego najbardziej mi szkoda, tej młodości, tego uczucia, że jeszcze wszystko przede mną. Szkoda mi beztroski jaką ma się wtedy, gdy ma się 15 lat i pstro w głowie. Piasku przynoszonego do domu we włosach i w podwiniętych nogawkach spodni. I cieszę się bardzo, że wyszalałam się wtedy za wszystkie czasy i pożerałam życie garściami. I do dzisiaj niewiele się zmieniłam, nadal spotykam się z Heleną, nie musimy już ukrywać się z naszymi imprezami na wydmach, nie musimy wciskać korka do butelki z winem - bo zawsze jest korkociąg pod ręką. W tle Nirvana, a na półce z butami stoją moje granatowe Grindersy 10tki na grubej podeszwie. Opakowanie się starzeje, ale zawartość pozostaje taka sama.

Na plus zaliczam fakt, że 15 lat temu nie było Seche Vite i całe piątkowe wieczory siedziałam z nieruchomymi dłońmi, susząc paznokcie przed sobotnim wyjściem na łowy :)

Mam dzisiaj taką o błyskotkę, hit kolekcji świątecznej China Glaze z 2010 roku. Tak naprawdę nie wiem o co tyle szumu. Znam fajniejsze błyskotki, naprawdę. A jednak jest to jeden z lakierowych białych kruków, trudny do zdobycia i pożądany przez lakiernice. U mnie 3 warstwy Party Hearty na 3 warstwach OPI Alpine Snow. Party Hearty wygląda jak pobita bombka, baaardzo świąteczny lakier.

OPI Alpine Snow + 3 warstwy China Glaze Party Hearty, światło dzienne.


OPI Alpine Snow + 3 warstwy China Glaze Party Hearty, światło dzienne.


OPI Alpine Snow + 3 warstwy China Glaze Party Hearty, światło sztuczne, celowo rozmazane żeby uchwycić glitter..  
PS. 30tka na karku, pozdrawiam jeśli nadal mnie czytasz. Byłaś inspiracją dla tytułu :)

You Might Also Like

3 komentarze

  1. Spóźnione wszystkiego najlepszego :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie łam się mała, w trzeciej lidze generalnie nie jest tak źle i nadal wszystko jeszcze przed Tobą. Wszystkiego najjjjjj! Spóźnione ale szczere

    OdpowiedzUsuń