Po trzydziestce.

poniedziałek, października 21, 2013


Wydawało mi się, że po trzydziestce to już kurcgalopem równia pochyła w stronę piachu. Nie wiem, takie miałam pojęcie jakieś. Że to zmarszczki, otyłość, mole w szafie, pajęczyny w kątach, krótkie włosy i kurze łapki, kredyty, przemęczenie i wzdychanie do tych utraconych (hohoho!) lat młodości. Dlategóż (dlaczegóż?) z pewną taką dozą zaskoczenia i niedowierzania, gdy zastanowiłam się nad tematem głębiej, efekt wyprodukowany przez zwoje mózgowe nieco mnie zaskoczył.(*)Bo oto, okazuje się, że mi po trzydziestce jest lepiej, niż było mi po dwudziestce. A zdecydowanie o niebo lepiej, niż tuż przed trzydziestką.
Jakiejś takiej kobiecości nabrałam i większej samoświadomości. Już nie obchodzi mnie za bardzo, co powiedzą inni, choć staram się żyć tak, by tym innym po odciskach nie deptać.  Częściej noszę czerwone pazury. Glany zamieniłam na buty na obcasach, w których pełne biodra poruszają się w interesujący sposób. Ze spodni wskoczyłam w sukienki i już nie martwię się, czy mi dół do góry pasuje i jak to wszystystko ze sobą skombinować, żebym nie wyglądała jak metroseksualny chłopiec. Czerwona szminka na twarzy z doświadczeniem wygląda kusząco, acz nie wulgarnie, jak wtedy, kiedy na środowych rockowiskach byłam zagubionym dzieckiem ciemności. Męskie spojrzenie na mój dekolt stało się dla mnie komplementem, a nie powodem do zażenowania i noszenia ciasnych golfów, żebym czasami nie została posądzona. O co, sama nie mogę sobie przypomnieć. Pokochałam swoje ciało. Już nie chcę mieć figury wieszaka, bo był czas, że kiecki wisiały na mnie jak worki po ziemniakach. A kosztowało mnie to niemało spożywczych wyrzeczeń. Nigdy więcej!
Ach i jeszcze przecież, najważniejsze. To znaczy, subiektywnie rzecz biorąc. Ile ja się naczytałam wszędzie, gdzie możliwe, że kobieta odkrywa w pełni swoją seksualność około 35 roku życia. Naobiecywali mnie we wszystkich artukułach i wiecie co? Nie wiem jak to będzie jak tam dobrnę i aż się boję pomyśleć. Powiem jedno: seks po trzydziestce smakuje zupełnie inaczej. Rzeczy, o których samo myślenie wywoływało u mnie niegdyś rumieniec zażenowania, teraz praktykuję na codzień. Może ma to związek ze wzrostem pewności siebie i pełną akceptacją swojego ciała, a może faktycznie coś się w tych hormonach przestawia, robiąc ze mnie wulkan w stanie nieprzerwanej erupcji, że tak obrazowo ujmę ten stan rzeczy. I nawet przypominam sobie samej chłopa nieszczęśliwego w małżeństwie, co to trwa w niesatysfakcjonującym związku, byle tylko mieć stały i w miarę regularny dostęp do ..hmm..wiadomo czego (oczywiście, jeśli rzeczony ma szczęście w nieszczęściu). Co zresztą przez ostatnie lat kilka sama praktykowałam.Przyznaje się niechlubnie.
W głowie się poprzestawiało, swoje przeżyłam i widać to w moich codziennych akcjach i reakcjach. Wiem już, czego na pewno chcę i o co warto walczyć, a na co nigdy w życiu się nie zgodzę.
Jak patrzę na siebię wstecz, to żal mi, że tyle lat zmarnowałam na bylejakość. Ze starchu czy poczucia, że na nic więcej nie zasługuję. Że tak się spinałam jako dwudziestolatka, starając się zadowolić wszystkich dookoła, tylko nie samą siebie. Że tak trzeba i to normalna kolej rzeczy, bo przecież wszyscy tak żyją. Ach! jakbym mogła cofnąć się w czasie, potrząsnąć sobą sprzed dziesięciu lat i powiedzieć: Dziewczyno, to Twoje życie, dla nikogo innego nie jesteś centrum wszechświata, tylko dla siebie samej!
No ale..nie mogę.
Z niecierpliwością czekam, co przyniosą kolejne lata. I pewnie po czterdziestce będę jeszcze bardziej wyluzowana. Rzeczy, które teraz mnie martwią, będą mnie bawić. Tak, jak bawią mnie moje nastoletnie czy dwudziestokilkuletnie zmartwienia teraz. I pewnie nabawię się kilka zmarszczek, mam nadzieję, że więcej tych od śmiechu i świadomość, że niestety tak nie będzie. Ale to w pewnym sensie przywilej, nosić na twarzy zmarszczki, w których zapisane są nasze doświadczenia. Nie każdy ma przywilej życia, przeżywania lat i starzenia się. 
Z mrocznym pazurem, pozdrawiam.




































---------------------------------------------------------------------------------------------
(*)myśl o zwojach mózgowych nasunęła mi wspomnienie mojej ulubionej komórki ludzkiego ciała. Oto ona. Komórka nerwowa. 

Zawsze ją lubiłam, bo w pewnym sensie przypominała mi moją rodzicielke o poranku. Z poczochranym włosem, w szlafroku. Przed pierwszym kubkiem porannej kawy. Poza tym komórka nerwowa sama w sobie wygląda, jakby miała rozbudowane problemy nerowe. No, jest po prostu idealna pod każdym interpretacyjnym względem.

You Might Also Like

14 komentarze

  1. Rodzicielka o poranku - boskie! :D
    Nawet nie wiesz jak miło mi czytać tego posta. Ja też się zmieniam. Jeszcze jestem w trakcie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie miałam nawet takiej świadomości że coś się zmienia. Pewnego dnia, jakieś 3 lata temu, dotarło do mnie po prostu, że już nie jestem nastolatką. I to był szok ;-)

      Usuń
  2. Tak bardzo sie z Toba zgadzam pod wieloma względami, ze to chyba cos w tym musi byc :) dojrzałość kobiety po 30 jest zupelnie inna, taka świeża jesscze, a juz mądra i spokojna. Najlepszy czas :)) seksualnie tez super ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wyczytałam, że najlepszy czas jest po 40stce. No, zobaczymy... ;-)

      Usuń
  3. Jeszcze to przede mną :) a pazurki mega <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dajesz mi nadzieję, że po trzydziestce również ja dojrzeję, bo na razie to Ci, kochana powiem, że ze mnie małolata pusta, fiu bździu w głowie.

    ----------------------------------------------------------------

    Dopóki nie zobaczyłam pisowni na początku tekstu dzisiejszego wpisu, żyłam w błogiej nieświadomości - otóż właśnie dowiedziałam się, przyznaję bez bicia - jak się pisze "kurcgalopem". Nie przywiązywałam do tego wagi, ponieważ zawsze używaliśmy tego w formie dźwiękowej.

    Nigdy nie kojarzyłaś mi się z pełnymi biodrami. W sumie to nie wiem, dlaczego.

    Neurony lubię nie za wygląd, z wyglądu moja ulubiona komórka to taka zwykła komórka roślinna, w przytulnym kształcie okrągłego kwadratu, w której, jak w pudełeczku, poukładane są różne organella. So cute cellule <3 ;3 :** ^_^ <33 !!!!1! i chuj, normalnie, taka słodka ta komórka!

    ...no i pazurken som szuper <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcgalopem napisałam tak, jak wymawiam. Nie mam pojęcia jak to należy pisać poprawnie. Zapewne osobno ;-)
      Chętnie zapytałabym o to prof. Miodka :-D


      Usuń
    2. A Ty, podlecu jeden, nabrałaś mię! ;D
      No dobra, trudno się mówi. No ale właśnie, jak mówisz. Od czego mam fejsbuk, zara' Miodka zapytam.

      Usuń
  5. można zapytać, ile dokładnie masz lat? oczywiście nie musisz odpowiadać:)

    OdpowiedzUsuń
  6. o rany, wyglądam tak jak ta komórka, strzępek wszystkiego;) a ja kiedyś kurcgalopkiem pomykałam na koniu..., to były piekne czasy... młodość...

    OdpowiedzUsuń
  7. Hehe, po trzydziestce dopiero się zaczyna fajosko robić :> I podejrzewam, że cztery dychy też będą zajebiste (a u mnie to już tuż za rogiem). Za nic na świecie nie chciałabym znowu być w przedziale wiekowym 20-29 - no fuckin' way! Straszne czasy...

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam sie z Tobą ale widzę. że ja choc juz troche po 30 to jeszcze nie do końca odkryłam jej uroki.

    OdpowiedzUsuń