Roczek.

niedziela, listopada 30, 2008

Rok temu urodził się Młody. W sumie nie wiem dlaczego mówi się "urodził się". Do całej sytuacji bardziej by pasowało, gdybyśmy mówili "został urodzony". Tak więc rok temu został urodzony Młody. Tuż nad łonem mam bliznę w kształcie uśmiechu, dzięki której udało mu się wydostać z klatki mojego brzucha. Lekarze zapewniali mnie, że blizna będzie niewidoczna i uda się ja ukryć pod majtkami od bikini. No i niestety mieli rację. Blizna jest taka malutka, że nie mam pojęcia jak udało się przez ten otwór wydostać ponad trzy kilogramowego malucha. Tak więc kryję moją dumę pod majtkami bikini, gdy tak naprawdę chciałabym żeby wszyscy widzieli to małe nacięcie, które tak bardzo zmieniło moje życie.
Pamiętam, jak obudziłam się w sali pooperacyjnej wciąż otumaniona narkozą i dotknęłam swojego brzucha, a z oczu znów zaczęły lecieć mi łzy. Przyszła pielęgniarka:
- Co z moim dzieckiem? - zapytałam.
- Wszystko w porządku, to chłopiec.
- Czy jesteś pewna że wszystko w porządku?
- Tak.
- Co się stało?
- Nie wiem, przyjdzie twój lekarz i wszystko ci wyjaśni.
- Jesteś pewna że wszystko w porządku?
- Tak.
- Ile miał w skali Apgar??
Pielęgniarka zaczęła szukać w papierach i powiedziała:
- Najpierw sześć, a po pięciu minutach dziewięć. Jesteś pielęgniarką?
- Nie.
- Skąd wiesz o skali Apgar?
- Bo jestem z Polski. Tam mamy wiedzą o takich rzeczach przed porodem.
Ale jej powiedziałam, co?

Biedna kobieta. Zadręczałam ją pytaniami co się stało bez przerwy, gdy tylko pojawiła się w pobliżu.

A potem przyszedł Mężu z Młodym i położną. Wciąż jeszcze przerażony i szczęśliwy jednocześnie.
- Jesteś pewny, że to chłopak? - spytałam.
- Tak.
- Ale skąd wiesz? WIDZIAŁEŚ?
Mąż zaczął się śmiać:
- Tak widziałem.
- No i co widziałeś.
- No... siusiaka.
Tak naprawdę nie uwierzyłam, dopóki sama nie zobaczyłam.

Rok temu leżałam w szpitalnej sali, przytulona do mojego maleństwa, otumaniona tym szalonym dziwnym uczuciem, które tak dobrze znają świeżo upieczone mamy i którego nie da się nijak wyjaśnić ani opisać. Nadmiar oksytocyny po prostu, no.
Mój syn odziedziczył po mnie wściekle niebieskie oczy. Jednak sposób, w jaki udało mu się przyjść na świat pozwala mi wierzyć, że odziedziczył coś jeszcze. Tą niezrozumiałą zdolność uchodzenia z życiem z sytuacji, w których statystyczny obywatel gładko przechodzi na drugą stronę. To wszystko co zdarzyło się rok temu to cud. Nie tylko cud stworzenia, ale też prawdziwy cud, że tej małej istocie udało się wygrać życie. I teraz ma dwa zęby. I trzyma mnie za nogawkę spodni i woła "mamamamamamamama".
(00:04)

You Might Also Like

0 komentarze