Leżę
czwartek, marca 29, 2012
Przez większość dnia. Leżę sobie i myślę. Nie rozczulam się nad sobą. Po prostu myślę. Potrzebuję ciszy.
Nie wiem nawet, czy jestem załamana. Szybko wskoczyłam w single mom modus. Wydaje mi się, że trwałam w nim przez ostatnie dwa lata. Tak, jakby to co było nie miało znaczenia. Ot taka poczekalnia, zabawa w bycie rodziną. W końcu nasza rocznica przypadała na 1 kwietnia. Prima Aprilis, uważaj, bo się pomylisz.
Weekend spędziłam w domku za miastem. Hytta, tak nazywa się taki domek po norwesku. Nie mamy w języku polskim odpowiednika, dlatego my Polacy mieszkający tutaj przejęliśmy tą nazwę. Mówi się, że "Jadę na hytte" i "Byłam na hycie"..jakkolwiek to brzmi, ya know what I mean.
Hytty (będę sobie odmieniać po polsku, z przyzwyczajenia) są różne. Najczęściej położone w malowniczych zakątkach. Są dobrem luksusowym. Ziemia pod hytte w ładnym miejscu kosztuje około miliona koron (dzielimy na pół i mamy złotówki). Dla porównania ziemia pod zwykły dom w takim samym miejscu kosztuje 250.000 koron. Chodzi tutaj o prestiż i luksus. W odróżnieniu od dni minionych, kiedy to hytty były jak najbardziej prymitywnymi domkami, mającymi stanowić schronienie dla ludzi, którzy mają ochotę zbratać się nieco z naturą. Obecnie hytty mają zmywarki i telewizory plazmowe, pełne wyposażenie kuchni, łazienkę z kibelkiem i prysznic. I taka właśnie była nasza hytta.
Są jednak hytty położone na szczytach górskich. Znajdziemy w nich łóżko i suchy prowiant, kibelek za krzaczkiem i kąpiel w jeziorze, wodę ze strumienia, butlę gazową, ciszę i spokój. Do takiej hytty idzie się kilka godzin. Po dotarciu na miejsce możemy rozgościć się w domku, który jest otwarty i wyposażony w suchy prowiant oraz pościel. Zostajemy na noc, a opuszczając hytte piszemy na kartce, co zużyliśmy. Podliczamy sami siebie i zostawiamy gotówkę, albo tez numer karty kredytowej, która ma zostać obciążona rachunkiem za nasz pobyt. Tak właśnie, welcome in Norway. Wędrując szczytami górskimi od hytty do hytty można spędzić całkiem udany urlop. O ile ktoś nie przywykł do luksusowych hoteli i drinków z parasolką.
Mam to szczęście, że mieszkam na zachodnim wybrzeżu Norwegii. Baaardzo deszczowym, z kapryśnym morskim klimatem (nie jestem do końca pewna tego klimatu, z geografi i klimatów miałam jedynkę!). Ale też przepięknym. Z fiordami, jeziorami i wodospadami. Dojazd na hytte zabral nam 20 minut. Pogoda (o dziwo!) dopisała. Całą sobotę przesiedziałam w CISZY, nad brzegiem, gapiąc się w morze.
Nazywam to self healing process.
9 komentarze
Zazdroszczę Ci takich pięknych widoków :)
OdpowiedzUsuńKilka lat temu spędziłam wakacje w Szwecji i Norwegii. Do dziś tęsknię za tą ciszą, spokojem, bliskością natury, niesamowitymi lasami, zbieraniem malin polarnych (o ile się nie mylę, nazywały się ,,hjortron")... Ha, widziałam nawet renifera :D!
OdpowiedzUsuńGdybym miała wybrać miejsce na świecie, gdzie chciałabym mieszkać, z pewnością wybrałabym jakiś skandynawski kraj.
Widoki piękne jak zwykle na zachodnim wybrzeżu:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że się mylisz i to co wspólnie przeżyliście to nie była zabawa w dom, bo nie jesteście dziećmi by bawić sie życiem. Może starasz sie trochę osmieszyć to co było, może oszukać siebie by tak bardzo nie bolało a może sie mylę bo patrze na Twoja sytuacje z innej perspektywy. Tak czy inaczej życzę Ci byś znalazła spokój patrząc na zamglone fiordy.
Piękne widoki, piękny nastrój, mogłabym siedzieć i patrzeć nawet w zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJestem tutaj pierwszy raz ale czytając już ten jeden wpis, rozumiem, że leczysz złamane serce tak? Zabawa w dom... Myślę, że nikt nigdy rozpoczynając coś nie wie jak to się skończy. Każdy fakt, wydarzenie, okazja w Naszym życiu uczą nas czegoś nowego. Jesteś silna, to widać i poradzisz sobie ze wszystkim. A ja życzę Ci byś odnalazła wewnętrzną radość, która w Tobie na pewno jest ukryta.
Ściskam mocno
A dacza to przypadkiem nie jest po polsku? ;) cudowne widoki, trochę szczęściary z nas, że w tak pięknym kraju żyjemy ... szkoda tylko, że piękne obrazki, niebieskie niebo i spokojna woda nie są esensją życia ...
OdpowiedzUsuńNo tak, jak probowałam mówić "dacza" to patrzono na mnie jak na szlachciankę...więc u nas przyjęła się hytta :)))
UsuńChętnie usiadłabym na progu hytty i pogapiła się na wodę :)
OdpowiedzUsuńLubię te norweskie notki!
Znowu Cię otagowałam :)
OdpowiedzUsuńhttp://as-a-hatter.blogspot.com/2012/04/tag-5-kosmetycznych-rzeczy-ktorych.html
mialam okazje odwiedzic Norwegie w grudniu- pieknie tam!!
OdpowiedzUsuń