Rzecz o barszczu (For Audrey)

czwartek, listopada 18, 2010


Luby podstępnie zapytał mnie, czy w Norwegii dostaniemy buraki. Dostaniemy, a i owszem, a na co? Na barszcz. Luby zażyczył sobie, żebym na Wigilię ugotowała barszcz. Na moje stwierdzenie, że będzie barszcz z torebki, bo nie potrafię odpowiedział, że och nie ma problemu, bo on mi znajdzie przepis. Feministka w moim sercu zadrżała, odrzuciła włosy na bok, zabębniła pazurami po biurku i słodko powiedziała:
- Skoro i ty i ja nie umiemy ugotować barszczu, to może ty go przygotujesz? Ja będę się musiała nauczyć tak samo jak ty.
Szowinista w sercu Lubego dumnie odpowiedział:
- Nie będę gotował. Kuchnia to jest babskie zajęcie.
Wrrr...nie zostawiłam na nim suchej nitki, argumenty były celne. W końcu stwierdził, że przywiezie słoiczek od mamy z Polski. Odpowiedziałam, że w żadnym razie nie pozwolę mu tego zjeść, albo on gotuje barscz albo mamy barszcz z torebki i koniec. Rozstaliśmy się z niesmakiem i każde wróciło do pracy.
Na lunch wybrałam się z Julką. Przedstawiłam jej sytuację, bardzo wzburzona, na co Julka z pewną taką dozą nieśmiałości oświadczyła:
- Ale dlaczego, barszcz to nic takiego, to najprostsza zupa.
- Tu nie chodzi o barszcz, tu chodzi o zasady! – zagrzmiałam.
Wyłuszczyłam jej dokładnie co myślę o mężczyznach i kobietach, o podziale domowych obowiązków, o kobiecie przy garach nie z pasji do gotowania ale ze zwykłego psiego obowiązku.
Na to Julka poskarżyła mi się, że tak, że ona też czasami ma już dosyć, że jej trąbi o równouprawnieniu na prawo i lewo a w domu nie pomaga, że mu się chyba wydaje że to wszystko robi się samo albo przy udziale czarodziejskich skrzatów.
Zamknęłam się, przede wszystkim z niedowierzania, a później było mi po prostu głupio.
Bo mój robi w domu wszystko. Ja gotuję i robię zakupy, ale to on pomywa po każdym posiłku. Pranie wyciągnięte przeze mnie z pralki przeważnie znajduję powieszone. Pranie wyschnięte ładnie składa mi w kosteczkę i układa po mojej stronie łóżka. Kiedy ja robię zakupy spożywcze on w tym czasie odkurza dom i myje podłogi, pucuje kibelek i lustro w łazience, szoruje brodzik i umywalkę. Często mowi mi: idź się położyć kochanie a ja to sprzątnę.
Wróciłam do domu wieczorem i powiedziałam mojemu Lubemu: Wiesz co? Zrobię Ci ten barszcz na Wigilię.
A on po obiedzie oznajmił to, co tak często mówi, tylko ja nigdy wcześniej się temu nie przysłuchałam przyjmując to jako coś naturalnego, co należy mi się z urzędu: idź pomaluj paznokcie kochanie, a ja to pomyję.

Pomalowałam więc pazury na kolor, który trochę ożywił mnie i mój jesienny look. Maluję się bardzo delikatnie: podkład, róż, rzęsy. Ubieram się przeważnie w czerń. Dlatego pozwalam moim paznokciom ożywiać trochę ten szaroburomysi styl.
China Glaze For Audrey widzialam na zdjęciach niejeden raz, i żadna z tych fotek nie oddała prawdziwie tego koloru. Poniżej zdjęcie w świetle dziennym bez lampy i zdjęcie w świetle dziennym z lampą.






Już na tych dwóch fotkach widać, jak różnie przedstawia się on w zależności od oświetlenia.
Lakier przypomina błękit Tiffanyego – czyli odcień błękitu charakterystyczny dla pudełek, w które Tiffany pakuje swoje wyroby jubilerskie.




Przypomina, bo kolor ten jest chroniony prawami autorskimi firmy Tiffany & co. Nie widziałam pudełka Tiffanyego w realu, ale patrząc na zdjęcia w internecie mogę sobie gdybać, że lakier For Audrey swobodnie przekroczył granicę i naruszył prawa autorskie, co w tym wypadku jest komplementem w strone China Glaze.
Kolor jest taki jak kolor pudełka Tiffanyego, musicie mi wierzyć bo zdjęcia nie oddają tego odcienia.
Wrzucam jeszcze kilka fotek, no bo skoro już je popełniłam.....




Jak mawiała Holly Golightly, bohaterka książki (tak, tak, Truman Capote jest jej autorem) i filmu „Śniadanie u Tiffanyego", grana przez Audrey Hepburn (to na jej cześć China Glaze wypuścił kolor For Audrey):
"Każdy człowiek szuka swojego miejsca na świecie, miejsca, gdzie czułby się tak dobrze, jak u Tiffany`ego"

You Might Also Like

4 komentarze

  1. Właśnie czekam na paczkę z tym lakierem, nie mogę się już doczekać! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez czekałam na ten kolor, przez dwa tygodnie codziennie skrupulatnie sprawdzałam skrzynkę, co rzadko mi się zdarza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny kolorek.
    zostaję na dłużej i zapraszam :

    http://my-orange-island.blogspot.com/

    http://prywatna-poczytajka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci za ten post - mam podobnego Męża - ja gotuję i robię 70% zakupów, ale on zmywa i sprząta, a na dodatek mniej więcej raz w tygodniu robi kolację (nie umiem - mimo starań - robić tak bajecznych omletów jak On) :)
    I chyba też za często przyjmuję to jako coś normalnego...

    A gdzieś czytałam, że FA było robione za zgodą Tiffany (+ jak opracowywałam pytania o tę markę, znalazłam jakiś wywiad, gdzie przedstawiciel wspomina, o lakierze na cześć filmu i ich marki ;))

    OdpowiedzUsuń